Patrzę na ten portret i myślę sobie, nasz mały psotnik. Oluś nie jest już dzieckiem, które tylko chłonie świat jaki jest wokół niego. Zaczyna sam kreować swoje otoczenie, podejmować określone decyzje i inicjować pewne zdarzenia. Z dnia na dzień weszliśmy w etap ja wszystko sam!. Oli sam je łyżką i widelcem, sam prowadzi swój wózek, próbuje się sam ubierać, wszystko co tylko możliwe chce robić sam, nawet podlewać trawę ciężkim wężem.
Humory Olusia zmieniają się z minuty na minutę. W jednej chwili śmieje się od ucha do ucha żeby po chwili zacząć grymasić albo złapać zawiechę. Na szczęście nie żyjemy razem od wczoraj i już bardzo dobrze się znamy. Nie lecimy na każdy płacz, nie reagujemy na każdą kwaśną minę. Pozwalamy mu oswajać się z emocjami i towarzyszyć mu w poznawaniu świata nie ograniczając go. Nawet jeśli wiąże się to ze spróbowaniem piasku z piaskownicy. Tak, z pewnością nie należy on do dzieci chowanych w pełnej sterylności. Za to chętnie poznaje nowe rzeczy, jest dość odważny i umie uczyć się na błędach.
Wszędzie go pełno. Wystarczy na chwilę się odwrócić a jego już nie widać. Serce podchodzi do gardła i lata się po całym domu szukając gdzie się schował. On ma świetną zabawę a nam serce wali jak opętane. Żebyśmy potrafili żyć tak beztrosko jak dzieci życie byłoby o wiele łatwiejsze.
Jak widać na zdjęciu wakacyjnym hitem są borówki amerykańskie i jeżyny. Oli mógłby je jeść garściami.
Wasze dzieci też tak rozpiera energia, że czasem ciężko za nimi nadążyć?