Kiedy chodziłam w ciąży z Olusiem wiele osób radziło mi żebym się „zapatrzyła” na jakiegoś ślicznego chłopca żeby urodzić równie ładne dziecko, a nawet ładniejsze. Nigdy nie brałam sobie tych rad mocno do serca, a nawet czasem się z nich po prostu śmiałam.
Mogę zrozumieć chęć posiadania dziecka danej płci. Kto by nie chciał mieć synka mając już córeczkę i odwrotnie? Ale planowanie jego urody to już przesada. W obecnej rzeczywistości nie mamy na to (jeszcze) wpływu. Tym bardziej nie rozumiem kogoś ktoś wierzy, że patrząc na cudze dziecko może wpłynąć na urodę swojego nienarodzonego jeszcze dziecka.
Każda matka kocha swoje dziecko miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Bez względu na płeć, kolor oczu czy włosów. Dla każdej matki jej dziecko jest najładniejsze, najmądrzejsze, jest całym jej światem.
Dlaczego matka miałaby uciekać się do takich lub podobnych metod aby wpłynąć na wygląd swojego dziecka? To proste. Będąc w ciąży nie czujemy jeszcze pełni matczynej miłości. Owszem czujemy już wyjątkową więź z dzieckiem ale pełnię uczuć związanych z macierzyństwem poznajemy po urodzeniu dziecka. Nic dziwnego, że patrząc na inne dzieci wyobrażamy sobie jak będzie wyglądało nasze własne. Jednak lepiej nie utożsamiać przyszłego wyglądu dziecka noszonego pod sercem z wyglądem obcego dziecka na ulicy, bo niewątpliwie czeka nas rozczarowanie.
Taka krótka dygresja nasunęła mi się na myśl kiedy spojrzałam na piękne i długie rzęsy Olusia na pierwszym zdjęciu. Będąc w ciąży marzyłam aby miał, tak jak jego tata, piękne, czarne i długie rzęsy oraz ciemniejszą karnację. Moje marzenia się spełniły. Choć wiem, że to tylko czysty przypadek czy też zbieg okoliczności, to niezmiernie się cieszę z tego powodu. 😉
A Wy zastanawiałyście się nad tym jak będą wyglądały Wasze dzieci? A może myślałyście o tym jakie cechy odziedziczą po rodzicach?